Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

WPROST

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> ARTYKUŁY Z PRASY
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:34, 09 Lis 2009    Temat postu: WPROST

27.04.1997 r.

TELETURNIEJ - DLACZEGO TELEWIZJA PUBLICZNA MUSI PRZEGRAĆ?


Telewizja Polska z dnia na dzień traci widzów, reklamodawców, znanych prezenterów i dobrych dziennikarzy, słabnie jej wiarygodność i atrakcyjność. Politycy i osoby publiczne coraz chętniej przyjmują zaproszenia od telewizji komercyjnych, tłumacząc, że nie po drodze im na odległą ulicę Woronicza. Nawet Lech Wałęsa, który jeszcze dwa lata temu nazywał Zygmunta Solorza, właściciela Polsatu, aferzystą, wystąpił na ekranie jego telewizji ze swym przedwyborczym credo politycznym.

Wychodzi na to, że postawione niedawno przez "Wprost" pytanie - czy TVP S.A. przetrwa do roku 2000? - staje się jeszcze bardziej aktualne. Agonia już się zaczęła i nic nie wskazuje na to, aby telewizja publiczna miała jakiekolwiek szanse w "teleturnieju" z udziałem nadawców prywatnych.

Swoistą schadenfreude może odczuwać Wiesław Walendziak, poprzedni prezes TVP. Kiedy odchodził, "Trybuna" obwieściła z triumfem "koniec telewizji Walendziaka", nie przeczuwając zapewne, że zapowiada początek końca całej instytucji. Nowy zarząd TVP S.A., wyłoniony w drodze politycznego "przetargu zamkniętego", z odsuniętym od wpływu na kluczowe decyzje, pamiętającym czasy Walendziaka Januszem Daszczyńskim, zajął się układaniem koalicyjnego pasjansa znaczonymi kartami personalnymi, jakby nie zauważając gęstniejącej konkurencji.

Realizacja "doktryny Miazka", prezesa TVP, o telewizji przyjaznej rządzącym ("Telewizja publiczna nie jest powołana do pełnienia funkcji kontrolnej, musimy działać według określonych instrukcji. Telewizja nie ma obowiązku traktować całego świata polityki nieufnie, nieżyczliwie" - uznał prezes) pociągnęła za sobą fatalne zmiany kadrowe oraz usunięcie wszystkich niezależnych programów publicystycznych, tworzonych przez producentów zewnętrznych. Zasada parytetu politycznego przy obsadzaniu foteli po usuniętych "ludziach Walendziaka" ("jeśli SLD ma Zielińskiego i Kwiatkowskiego, to PSL ma Kassę i Popiaka") doprowadziła do dublowania stanowisk, chaosu kompetencyjno-decyzyjnego i ciągłego majstrowania przy ramówkach. Widz, któremu z dnia na dzień likwidują ulubiony program, wycofują z ekranu cenionego komentatora i przesuwają najciekawsze pozycje na późne, nocne godziny, zmienia kanał. W ciągu ostatniego półrocza zrezygnowało z oglądania programu TVP na rzecz innych telewizji tylu ludzi, ilu mieszka w dwóch średnich województwach.
O ile "za Walendziaka" ingerencje rządzących krajem w przekazy informacyjne były incydentami, którym zaraz nadawano rozgłos, o tyle w "telewizji Miazka" takie praktyki stały się niemal codziennością. W zawartość, programów, decyzje kadrowe, a nawet układ ramówki wtrącają się nie tylko urzędnicy Kancelarii Prezydenta i gabinetu premiera, poszczególni ministrowie i ich rzecznicy, ale nawet szeregowi posłowie koalicji, przypisujący sobie rolę jednoosobowych "rad nadzorczych" nad regionalnymi ośrodkami telewizji. Szczytem uległości TVP SA wobec rządzącej koalicji było podporządkowanie życzeniom SLD ramówki na 1 maja (usunięto z niej "jątrzący" program o poznańskim czerwcu '56), zaś żądaniom PSL - programu w dzień Święta Ludowego (kiedy nawet spikerzy dzienników mieli zielone krawaty).

Upolitycznienie telewizji, podporządkowanie jej koalicyjnym interesom nie tylko zubożyło ofertę programową i zniechęciło do tej instytucji dużą część widowni nieprzyjaznej obecnemu układowi władzy. Pogorszyło też wizerunek Polski na arenie międzynarodowej. W dorocznym raporcie Departamentu Stanu USA na temat przestrzegania praw człowieka w Polsce z niepokojem odnotowano rosnącą ingerencję kół rządzących w działalność TVP. Zatajone przed opinią publiczną spotkanie prezydenckiego rzecznika Antoniego Styrczuli z Ryszardem Miazkiem, który obiecał poświęcać więcej uwagi poczynaniom głowy państwa, podano tam jako przykład "niedopuszczalnej presji" prezydenta na decyzje programowe TVP.

Skoro o najważniejszych sprawach telewizji zaczęli decydować ludzie związani przedtem z prasą partyjną - tacy jak Paweł Popiak, szef publicystyki programu II, przedtem redaktor naczelny "Zielonego Sztandaru", organu PSL, czy Andrzej Kwiatkowski, szef Biura Analiz i Rozwoju Strategicznego, poprzednio zastępca redaktora naczelnego "Przeglądu Tygodniowego", pisma oddanego bez reszty SLD - nieuchronnym skutkiem tego posunięcia stał się deficyt finansowy TVP, cecha właściwa każdej gazecie będącej "organem". Krytykowany za rozrzutność Walendziak zostawił jednak na odchodnym pół biliona starych złotych zysku wypracowanego w 1995 r. "Oszczędnościowa" polityka obecnego zarządu, wymyślona przez jego członka ds. finansowych Tomasza Jeziorańskiego (z nadania SLD), wyczyściła kasę do cna, przysparzając telewizji z Woronicza - według różnych szacunków - od 600 miliardów do biliona starych złotych strat.

Już jesienią ubiegłego roku nastąpiło drastyczne pogorszenie kondycji firmy, grożące utratą płynności finansowej. Z całą mocą dała o sobie znać socjalistyczna struktura i filozofia działania molocha - z tysiącami zatrudnionych i gigantycznymi kosztami własnymi. Wzrostu kosztów i spadku wpływów z abonamentu nie zrównoważył mniejszy od zakładanego dochód z reklam, odpływających do telewizji komercyjnych, głównie do Polsatu. Tempo przyrostu wpływów z reklam zaskoczyło nawet szefów tej telewizji, która zaczęła przynosić zysk już w trzecim roku działalności, o wiele wcześniej niż zakładano w biznesplanie.

W lutym tego roku Telewizji Polskiej zajrzał głód w oczy. Wydatki znacznie przekroczyły wpływy, co zmusiło do dokonania drastycznych cięć w budżecie. W pierwszej kolejności zmniejszono honoraria stanowiące ponad połowę wydatków osobowych, które z kolei wynoszą aż 40 proc. kosztów firmy. Zapewne spadek realnych zarobków - i to aż o jedną trzecią - przyspieszy trwający już od wielu miesięcy exodus znanych prezenterów dziennikarzy, decydujących przecież o popularności każdej telewizji świata.

[link widoczny dla zalogowanych]

"Gwiazda to osoba, której się płaci" - mówi Mariusz Walter, który do Telewizji Wisła ściągnął m.in. Krzysztofa Ibisza.

Cały proces zapoczątkował jawny, iście piłkarski transfer Krzysztofa Ibisza do Telewizji Wisła. Transfer ten postawił - chyba po raz pierwszy publicznie - kwestię relacji między popularnością telewizyjnej "twarzy" a jej "wartością rynkową". Do tej pory nie zaprzątało to uwagi kolejnych kierownictw Telewizji Polskiej. Badanie popularności prezenterów i moderatorów, w wielu telewizjach prowadzone na bieżąco, w TVP przeprowadzono ostatnio w 1994 r. Z ułożonej wówczas dwunastki osób najbardziej znanych i lubianych nie ma już na Woronicza - poza Ibiszem - Edyty Wojtczak (prowadzi swój program w Radiu Zet i występuje w reklamach), Jana Suzina ("czyta filmy" w Polsacie 2) i Grzegorza Miecugowa (opracowuje informacje w TV Wisła). Swoje odejście do TVN zapowiedziała też Grażyna Torbicka, nr 5 w rankingu ulubieńców. Odeszli do telewizji Waltera lub do RTL 7: Agnieszka Maciąg, Michał Gulewicz, Milan Subotić; wcześniej - Maciej Pawlicki, Cezary Jęksa i Adam Pieczyński; odchodzą - Piotr Radziszewski, a wraz z nim Małgorzata Domagalik i Monika Olejnik.

Komentując w Radiu Zet ten exodus, Ryszard Miazek bagatelizował sprawy, mówiąc, że w jego firmie pracują tysiące ludzi, toteż ubytek kilku osób niczego nie zmieni. Tymczasem na całym świecie magnesem przyciągającym przed odbiorniki miliony widzów nie są zastępy telewizyjnych halabardników, ale znane twarze i wyraziste osobowości. W nie kodowanych telewizjach amerykańskich i niemieckich największą widownię mają nie filmy fabularne, koncerty czy transmisje sportowe, lecz programy, najczęściej typu talk show, prowadzone przez ludzi o wyrazistych osobowościach. "Late Night Show" Thomasa Gottschalka w ZDF (drugim programie niemieckiej telewizji publicznej) przyciąga 15 min widzów. "Schreinemakers live", prowadzony w RTL przez Margharetę Schreinemakers, miał do niedawna pięciomilionową publiczność (która stopniała do połowy, kiedy gwiazda zaczęła załatwiać w programie swe prywatne sprawy). Po 2-3 mln widzów siada regularnie przed telewizorami, kiedy na ekranie pokazuje się Arabella Kiesbauer w Pro 7, Hans Meiser i Ilona Christen w RTL, Jurgen Fliege w ARD, Heike Makatsch w RTL-2, Alfred Biolek ("Boulevard Bio") w ARD i 3 Sat. "Rekordzista Europy", 62-letni Holender Rudi Carrell, prowadzący programy autorskie od 38 lat (dziś jest to "Siedem dni - siedem głów" w RTL z pięciomilionową widownią), miał w latach 70. niewyobrażalną wręcz, 64-procentową oglądalność.
- Gwiazda to osoba, której się płaci - twierdzi Mariusz Walter, kontrolujący TVN i Telewizję Wisła. Jego zdaniem, nie do pomyślenia jest sytuacja, kiedy popularny prezenter telewizyjny za jedną "chałturę" dostaje tyle, ile za miesiąc pracy dla wielomilionowej widowni. Stosowny do popularności zarobek powinien prezenterom dawać "port macierzysty". Honoraria gwiazd zachodnich telewizji są proporcjonalne do zysku z reklam umieszczanych w sąsiedztwie lub podczas ich programów. "Schreinemakers live" zapewniał w dobrych czasach ok. 150 mln marek zysku rocznie, z czego odpowiedni procent przypadał prowadzącej. O to, by godziwie wynagradzane gwiazdy nie wycierały swego wizerunku po koncertach i reklamówkach, dba samo ich otoczenie. Kiedy Ulrich Wickert, popularny moderator głównego wydania dziennika "Tagesthemen", wystąpił za 50 tys. marek w klipie promocyjnym firmy ubezpieczeniowej, po protestach widzów musiał oddać honorarium na cele społeczne, a prezenterzy dzienników stworzyli własny kodeks honorowy, wykluczający udział w reklamowych spotach.

"Ceny" gwiazd na polskim rynku telewizji komercyjnych dopiero się kształtują. Wtajemniczeni w kontrakt Krzysztofa Ibisza z TV Wisła określają jego wysokość na 15 tys. zł miesięcznie. Zarobki Mariusza Szczygła w Polsacie wynoszą 150-180 tys. zł w skali rocznej.

Tymczasem TVP broni się nawet przed % systemem producenckim, nie wspominając już o wprowadzanym w TV Wisła i TVN systemie kontraktowym. Trzyma popularne "twarze" na symbolicznych pensjach (kilkaset złotych miesięcznie) i płaci im nędzne honoraria, nie pozostające w żadnej proporcji do kwot, jakich przysparzają firmie. Karol Małcużyński, którego Walter zalicza do piętnastu najciekawszych osobowości telewizyjnych, będzie teraz dostawał za jedno wydanie "Forum" nie 1500, ale 1000 zł, zaświadczając swoją osobą, że wczesnokapitalistyczny wyzysk nie jest domeną firmy prywatnej, ale instytucji jak najbardziej publicznej.

- Telewizja publiczna pomaga się gwiazdom wzbić i zabłysnąć. Potem tylko na nich zarabia, nie zapewniając ani możliwości rozwoju, ani godnych zarobków - zauważa Józef Węgrzyn, prezes Media Corporation, kiedyś zajmujący wysokie stanowiska na Woronicza. Tymczasem tracącą gwiazdy i pieniądze Telewizję Polską czekają w najbliższych miesiącach liczne powinności ustawowe: obsługa referendum konstytucyjnego, wizyty papieża, kampanii wyborczej i samych wyborów. Będzie to wymagało zwiększonych nakładów, natomiast nie jest wcale pewne, czy przysporzy reklam i widzów, zmęczonych już polityką. Oczywiście, telewizję publiczną zawsze można wspomóc budżetu - właścicielem TVP S.A. w imieniu skarbu państwa wciąż jest minister finansów. Czy jednak w ten sposób dokona się jej ostateczna kompromitacja, po której - jeżeli będzie chciała nadal trwać - zostanie zmuszona do nadawania jedynie przez kilka godzin dziennie i w niektóre tylko dni tygodnia, jak u swych początków przed 40 laty? Być może w ten właśnie sposób spełni się postulowany przez prezesa Miazka ideał "swojskości" TVP.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:20, 12 Lis 2009    Temat postu:

nr 34 z 26.08.2007 r.

POLICJA MODY - TOMASZ KAMMEL I KRZYSZTOF IBISZ


czyli polscy chłopcy malowani (chociaż w japonkach)

Tomasz Kammel

Gwiazda polskiej konferansjerki. Gdy przyłapano go na próbach do show TVN "Taniec z gwiazdami" nagle stał się najcenniejszym klejnotem telewizji publicznej.

Krzysztof Ibisz

Gwiazda Sejmu, TVP, TVN, dziś Polsatu. Dawał radę w "Czarze Par" ponad dekadę temu, daje i dziś w "Jak Oni Śpiewają". Właśnie przeżywa drugą młodość. Świat leży u jego stóp.

Fryzura i makijaż Tomasz Kammel: Bladość lica nie licująca z letnim strojem. Ale tu jest prywatnie, bez telewizyjnego make-upu (zwanego w slangu na Woronicza maską Pierrota). Delikatnie - i oczywiście bardzo modnie - nie ogolony. Włosy chłopięco zwichrowane.

Fryzura i makijaż Krzysztof Ibisz: Chciałoby się krzyknąć: o ty, w ząbek czesany! Blade oblicze przysłaniają bardzo męskie okulary przeciwsłoneczne. Bez wątpienia markowe. Pamiętając powiedzenie 'bez mety nie ma sylwety", możemy się spodziewać że to Ray Ban lub Police.

Garnitur Tomasz Kammel: Lniany, świetnie skrojony, rasowo wygnieciony. Brak paska nie świadczy o nonszalancji, ale o niewiedzy. Spodnie po to mają szlufki, aby przez nie coś przeciągać. Choćby sznurek.

Koszulka Krzysztof Ibisz: W modnym, ale ryzykownym kolorze. "Gorzki fiolet" stał się w latach 70. kolorem gejowskim. Dwa śluby, dwie żony i dwóch synów wykluczają jednak taką interpretację.

Koszula Tomasz Kammel: Oczywiście supermodna (róż !) i superjakości (wysokogatunkowa bawełna). Jedyny formalny element stroju.

Pasek Krzysztof Ibisz: Nie mogłobyć inaczej: tego Gucciego nie da się przeoczyć. Pasek podtrzymuje wąskie dżinsy rurki, które noszą modni młodzi chłopcy.

Gadżety Tomasz Kammel: (a raczej ich brak). "Tommasz" jest tak cennym skarbem TVP, że noszenie jakichkolwiek dodatkowych ozdób byłoby niewybaczalną przesadą!

Biżuteria Krzysztof Ibisz: Ibisz prowadzi - oprócz show ze śpiewającymi aktorami - swój osobisty turniej gadżetów. Tu mamy konfrontację: zestaw frywolnych bransoletek kontra zegarek - na pewno mocnej marki.

Buty Tomasz Kammel: Modny "obuw letni męski". Co prawda, ten sezon przyniósł nieco inne krzyżowania pasków, ale pokazywanie gołych (wypielęgnowanych, a jakże!) stóp jest ciągle na czasie. Tu japonki w wersji gumowo-plażowej, ale doceńmy u konserwatywnego Kammela ten zryw ekstrawagancji.

Buty Krzysztof Ibisz: To już nie wyraz ekstrawagancji, ale konsekwencji. Od góry do dołu - wakacyjny sznyt młodzieżowy.

PODSUMOWANIE

Tomasz Kammel i Krzysztof Ibisz to niekwestionowani królowie polskiej konferansjerki czytanej z telepromptera. Obaj do bólu estetyczni, wymuskani i tak modni, że już naprawdę nie wymagajmy, aby byli elokwentni i oczytani. Bądźmy jednak czujni! W ich wyglądzie czai się psychologiczna telezagadka. Otóż, młodszy Kammel (ur. 1971 r.) wyraźnie pozuje na starszego i lekko zblazowanego, a starszy Ibisz (ur. 1965 r.) zdaje się promieniować nastoletnią energią. Skąd ta podmiana?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> ARTYKUŁY Z PRASY Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin