SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:49, 09 Lis 2009 Temat postu: FAN MAGAZYN |
|
|
luty 1997 r.
KRZYSZTOF IBISZ: PRACA JEST MOIM JEDYNYM NAŁOGIEM!
[link widoczny dla zalogowanych]
- W dzieciństwie nigdy nie myślałem o tym, żeby być pilotem czy kosmonautą - wspomina Krzysztof Ibisz. - Moje dziecięce marzenia były bardzo prozaiczne. Chciałem być... śmieciarzem.
Do dzisiaj pamięta, jak pod dom, w którym się wychowywał, podjeżdżała śmieciara, taka starego typu - ze schodkiem. Stał na nim facet i trzymając się poręczy, jeździł od bramy do bramy przyciskając jakieś guziki. Tak to małego Krzyśka fascynowało, że któregoś razu - żeby podejrzeć pracę śmieciarza - wsunął głowę między balkonowe pręty i długo nie mógł jej wyjąć.
Rodzice rozwiedli się, kiedy chodził do podstawówki. Krzysztof nie lubi o tym mówić. - Nie..., nie dlatego, że miałem nieszczęśliwe dzieciństwo - wyjaśnia - po prostu było inne.
TEN ZAWÓD... NIEPOKORNY I ELITARNY... DLATEGO GO WYBRAŁEM
Wtedy właśnie po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że szybko musi zdobyć samodzielność. Z początku nie bardzo wiedział jak. Próbował. Chodził na filmy z Brucem Lee i na szkolne boisko. Jak inni zapisał się na karate. Po dwóch treningach zrezygnował. Wraz z upływem czasu, jego światopogląd zaczął się zmieniać. Na pewno duży wpływ na to wywarła nauka w warszawskim liceum stowarzyszenia PAX pod wezwaniem św. Augustyna. Z jednej strony Krzysztof zbliżył się do Kościoła, z drugiej - zmienił swoje plany na przyszłość. Postanowił zostać dziennikarzem. Swój pierwszy reportaż opublikował w młodzieżowym magazynie "Razem". Studia rozpoczął w szkole aktorskiej. Nie dlatego jednak, żeby zostać aktorem, lecz po to, by przeżyć to, co przeżywa grający na scenie, poznać jego reakcje i zachowania. A wszystko dlatego, żeby w przyszłości zostać jak najlepszym reżyserem. Miotany sprzecznymi uczuciami zagrał kilka głównych ról w "Desperacji", "Gdańsku '39" czy w norweskim "Kolosie", po czym podjął karkołomną decyzję wyjechania do Stanów, żeby w samym centrum filmowego świata dalej uczyć się reżyserii.
WYJAZDY I POWROTY
Po przyjeździe do Ameryki ciężko pracował: w dzień - w fabryce, w nocy - w greckiej knajpie. Obierał ziemniaki, zmywał podłogę, podawał do stołu i robił... typowo greckie sałatki. Czuł, że zapada się w intelektualną otchłań. Spanie, jedzenie, praca - dzień za dniem.
- Zrezygnowałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że w ten sposób nie zarobię tych 7 tysięcy dolarów na opłacenie studiów. I choć długo myślałem o emigracji - był przecież koniec lat 80-tych i wyjazdy na stałe były w modzie - przekonałem się, że to nie dla mnie. Któregoś dnia przyśniły mi się schody w teatrze i smród spalin na Marszałkowskiej. Zrozumiałem coś, co wcześniej było dla mnie abstrakcją - co to jest nostalgia.
Wrócił do Teatru Studio. Gaża była głodowa. Założył jednoosobową firmę i zabrał się do mycia okien. Chciał zacząć od mycia szklanych gablot z teatralnymi afiszami, ale dyrektor się nie zgodził. - Aktorowi naszego teatru nie wypada - powiedział. Krzysiek wziął się więc za coś innego. Otworzył agencję reklamy, w której drukował różne foldery. Wrócił również do dziennikarstwa, które zaczęło z powrotem go wciągać. Rozpoczął współpracę z telewizą, pisząc quizy do programu "Klub Yuppies". Później zaczął prowadzić go sam. I nie mógł już jednego z drugim pogodzić. Próbował jeszcze przez chwilę studiować w Wyższej Szkole Zarządzania, próbował grać na giełdzie, ale i to nie było to. Telewizja wciągnęła go całkowicie. Po drodze miał jeszcze krótki romans z polityką - został nawet wybrany do Sejmu, jednak jak sam twierdzi, nie potrafił się w nim znaleźć.
Z "Klubu Yuppies" przeniósł się do Jedynki. Zaczął jako prezenter. Stawał się coraz popularniejszy. Program "Czar par", jego wielka telewizyjna miłość, jeszcze tę popularność powiększył. Krzysztof został wybrany Dziennikarzem Roku 1993, dwukrotnie dostał Wiktora - nagrodę dla telewizyjnych osobowości. Z telewizji prawie już nie wychodził. A jeśli to robił, to po to, aby poprowadzić festiwal - na przykład w... Jarocinie.
- Mało kto wie, że była to pierwsza impreza jaką prowadziłem. Potworny stres, dziki tłum, który trzeba było okiełznać, potem nawiązać z nim dialog. Później było już łatwiej - Sopot. Ale tam publiczność już była inna.
Żeby odpowiedzieć na wszystkie telefony, odpisać na setki listów - zwłaszcza od uwielbiających go dziewczyn - zatrudnił nawet współpracowniczkę.
- Zrobiłem to za własne pieniądze, żeby lepiej pracować dla firmy. Taki paradoks.
Taki już jest, że w tym co robi, stara się być perfekcjonistą. Skończył jeszcze studia dziennikarskie. - Kiedy przyszedłem do firmy - jak mówi o budynku przy Woronicza - rzuciłem się w ten wir, nie wiedząc dokładnie, czy umiem pływać. Udało się, nie utonąłem. Teraz, im więcej umiem, tym trudniejszy staje się zawód dziennikarza.
W Święta Bożego Narodzenia Krzysztof Ibisz pożegnał się z widzami telewizyjnej Jedynki. Powodem jego decyzji był konflikt z dyrekcją o talk show, który Krzysztof jakiś czas temu wymyślił i miał w przyszłości prowadzić. Realizacja programu była odkładana z miesiąca na miesiąc, aż w końcu o niej zapomniano. Ibisz zdecydował się więc na opuszczenie telewizji publicznej i przejście do TV Wisła.
DOPRAWDY, JAKI JESTEM...
Krzysztof Ibisz jest facetem, który najpierw wyznacza sobie cel, potem ciężko pracuje, żeby go zrealizować i rzadko kiedy nie dopina swego. Jeszcze trzy lata temu mieszkał w niespełna trzydziestometrowej kawalerce, potem przeniósł się na Ursynów do dwupoziomowego mieszkania, z którego okien widać było Las Kabacki. Zamieszkał w nim z Zosią. Mówi o niej - narzeczona. Spotkali się dwa lata temu na pokazie mody w Łodzi. On wiedział tylko jak jej na imię. Uznał wtedy, że jest nadętą, zarozumiałą dziewczyną ze świata mody. Ona pomyślała: "Gwiazdor! Myśli, że nie wiadomo kim jest i wszystko mu wolno". Teraz są razem. A Krzysztof zrealizował swoje kolejne marzenie. Kupił pod Warszawą dom. Urządzają go wspólnie. Spędzają w nim każdą wolną chwilę.
- Dom jest moim schronieniem i ucieczką od pracy - opowiada Krzysztof, chociaż sam przyznaje, że długo nie potrafi bez niej wytrzymać.
- Żyję bardzo intensywnie, to kosztuje, ale praca jest moim nałogiem. Myślę, że lepiej żyć tak i żyć szczęśliwie, niż kiedyś na starość wyrzucać sobie, że czegoś się nie osiągnęło. W życiu najważniejsze jest dobre, pozytywne myślenie. Ja je mam, zawsze miałem. A oprócz tego pewna twardość, konsekwencja i wiara w siebie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|