|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:06, 12 Lis 2009 Temat postu: DZIENNIK |
|
|
18.09.2006 r.
GWIAZDY POD LUPĄ FACHOWCÓW
Wykreowanie gwiazdy zajmuje około półtora roku intensywnej pracy zespołu speców od wizerunku i marketingu. Efekt? Wyższe gaże za reklamy i koncerty. Bycie gwiazdą i finansowy sukces nie mają niestety nic wspólnego z walorami artystycznymi. Nic dziwnego, że ze wsparcia specjalistów korzysta niewielu polskich artystów.
- W Polsce nie ma gwiazd, są tylko osoby popularne - twierdzi Rafał Werczyński z Agencji Starship. Według niego na miano gwiazdy zasługuje postać uwielbiana, niedostępna, której przypisywane są określone wartości. To dzięki temu, a nie dzięki nadzwyczajnym umiejętnościom aktorskim, wokalnym czy sportowym można stać się gwiazdą. Dlatego gwiazdy poza rozpoznawalnymi twarzami muszą mieć precyzyjnie zbudowany wizerunek. - Co z tego, że wielu artystów ma wspaniale osobowości, kiedy nie wiedzą o tym nawet najwięksi ich fani - mówi Werczyński. Gwiazdorską lukę wypełniają więc osoby popularne, których bez liku w serialach, na estradach i programach telewizyjnych. Ale żadna z nich nie zbija na tym takiej fortuny jak ich zachodni koledzy.
(...)
W ręce pijarowców oddał się Krzysztof Ibisz. - Dużo pracuję i tak prozaiczne sprawy jak szybkie wysłanie maila bądź przygotowanie tekstu stają się wręcz niewykonalne - mówi. Twierdzi, że bez tego dorobek kilkunastu lat pracy może zostać przekreślony przez jedą przypadkową publikację.
Jak twierdzi Rafał Werczyński to właśnie od licznych publikacji, najlepiej kontrowersyjnych, zależy popularność i zarobki.
(...)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:12, 12 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
DZIENNIK POLSKI - 30.09.2006 r.
OFIARA POPULARNOŚCI
[link widoczny dla zalogowanych]
Późnym wieczorem w marcu tego roku Krzysztof Ibisz podjechał taksówką pod jeden z hoteli na warszawskim Mokotowie. Wyjął bagaże i wszedł do budynku. Nie zdawał sobie sprawy, że w pobliskich zaroślach czai się fotoreporter popularnego dziennika. Dowiedział się o tym dopiero następnego dnia, kiedy zobaczył w nim swoje zdjęcia z podpisem "Koniec małżeństwa Ibiszów". W ten sposób otworzył się nowy rozdział jego publicznego życia, który rozpoczęła pamiętna transmisja ze ślubu prezentera, przeprowadzona przez TVN we wrześniu 1997 r.
Był to pierwszy tego typu medialny spektakl w Polsce. Pomysł zrodził się w TVN, która aspirowała od początku swej działalności do miana nowoczesnej stacji - takiej, której gwiazdami są prezenterzy. I postawiono na Ibisza. Według jego zapewnień nie otrzymał za tę transmisję żadnego wynagrodzenia. Ale małżeństwo, zawarte na oczach milionów widzów, też się nie udało. Po kilku latach wspólnego życia prezenter rozwiódł się, aby wrócić do pierwszej miłości sprzed niemal dwudziestu lat - Anny Nowak. Faktem jest jednak, że wtedy, we wrześniu 1997 r. narodziła się pierwsza polska "celebrity", której losy pasjonują wielbicieli plotek do dziś.
Najlepsza decyzja
Urodził się w 1965 r. w Warszawie. Zanim podjął studia, uczył się w katolickim Liceum św. Augustyna, gdzie każdy dzień nauki rozpoczynał mszą świętą.
- Byłem bardzo zadowolony z tej szkoły, ponieważ poziom nauczania był wysoki - wspomina. - Ale bardziej od nauki pociągał mnie teatr. Z pasją uczęszczałem na zajęcia w ognisku prowadzonym przez Halinę Machulską przy Warszawskim Teatrze Ochoty.
Nic dziwnego, że po maturze zdał do Państwowej Wyższej Szkoły Telewizyjnej, Filmowej i Teatralnej w Łodzi. To mu jednak nie wystarczało. Po ukończeniu edukacji w 1988 r. wyjechał do Kanady, by studiować reżyserię na Concordia University w Montrealu. Aby zdobyć środki na naukę, pracował przez pół roku w restauracjach i fabrykach. Nie udało mu się jednak zebrać siedmiu tysięcy dolarów na opłacenie czesnego i wrócił do kraju.
- Powrót z Kanady to była moja najlepsza decyzja w życiu - opowiada. - Nie nadaję się na emigranta.
Nie mając pomysłu na życie... wystartował w wyborach parlamentarnych z ramienia kabaretowej Partii Przyjaciół Piwa, założonej w 1991 r. przez satyryka Janusza Rewińskiego. I został posłem - w Sejmie zajął się pracą w Komisji Kultury i Środków Przekazu, gdzie współtworzył Ustawę o Radiofonii i Telewizji. Szybko jednak zrozumiał, że to zajęcie nie dla niego. Po zakończeniu kadencji postanowił podjąć współpracę z telewizją. Mimo że był już dorosły, zaczynał od programów dla młodzieży - "5-10-15" i "Klub yuppies" - w Jedynce.
- Szukano kogoś, kto by te quizy chciał poprowadzić, ale wszyscy koledzy aktorzy odmawiali, twierdząc, że jeżeli pociągną program dla młodzieży, nie dostaną żadnej poważnej propozycji - wspomina Ibisz. - Kiedy odmówił ostatni z nich, zmuszony byłem sam poprowadzić ten program. Dziś nie żałuję decyzji - a koledzy podobno tak.
Droga na szczyt
Pierwszym jego wielkim sukcesem był program "Czar par" w Jedynce, który w latach 1993-1995 zgomadził wielomilionową widownię. Sympatyczny, dowcipny, szarmancki, inteligentny - taki wizerunek Ibisza sprawił, że prezenter zyskał szybko przychylność telewidzów. Posypały się pierwsze wyróżniania: "Wejście roku" od "Sztandaru Młodych", "Prezenter Roku" od magazynów telewizyjnych czy... nagroda Prymasa Polski za "promowanie w mediach zdrowego stylu życia".
Od tamtej pory Ibisz stał się nową gwiazdą TVP - prowadził festiwale w Opolu i Sopocie, wybory Miss Polonia, "Studio Jedynki", "Rozmowy Jedynki"... Aż do czasu, kiedy podczas swego antenowego dyżuru w 1997 r. pożegnał się z widzami i odszedł z telewizji publicznej do rodzącego się dopiero imperium TVN.
Zaczynał od stanowiska doradcy prezesa ds. programowych w lokalnej Telewizji Wisła. Przeprowadził się do Krakowa, stale bywał w restauracjach i kawiarniach w Rynku Głównym. Kiedy ruszył program TVN, natychmiast wskoczył do ramówki i wrócił do Warszawy. Prowadzone przez niego audycje zmieniały się, jak w kalejdoskopie: "Wszystko albo nic", "Zostań gwiazdą", "Gorączka złota", "Ibisekcja"... Przeważnie były to obliczone na szeroką widownię konkursy i quizy. Próba poprowadzenia poważniejszego talk-show, jakim była wspomniana "Ibisekcja", zakończyła się niepowodzeniem - program szybko został zdjęty z anteny.
W 2000 r. znów zmienił pracę - tym razem przeszedł do Polsatu. Strzał w dziesiątkę! Ostatnie pięć lat to największe sukcesy medialne lbisza. Zapewniło mu je prowadzenie kolejnych edycji szalenie popularnego reality show "Dwa światy" i "Bar".
Pod obstrzałem
Od słynnego ślubu w 1997 r. prezenter jest pod ciągłym obstrzałem paparazzich. Fotografują każdy jego krok: prowadzenie komercyjnych imprez dla biznesowych elit, ćwiczenia na siłowni, rozwód z żoną, wakacje na Mazurach, zakup renaulta laguny. W 2004 r. prasa głośno informowała o wypadku samochodowym, w którym o mało nie zginęli Ibisz i jego matka. Sensację wzbudził nowy związek prezentera - z Anną Nowak, miłością z okresu liceum.
Ibisz, zdając sobie sprawę, że obecność w kolorowych magazynach jest wyznacznikiem popularności telewizyjnych gwiazd, udzielał wraz z nową żoną sążnistych wywiadów, nie kryjąc szczegółów z ich prywatnego życia.
- Mamy podobne temperamenty - wyznawał. - Ania jest osobą mocną, konkretną i też szybko potrafi się zdenerwować. Całe szczęście szybko schodzi z nas para i klócąc się czy krzycząc na siebie, nie przestajemy się kochać.
Kiedy w dwa miesiące po narodzinach drugiego syna - Vincenta - zauważono go, jak wprowadza się do hotelu na trzy tygodnie, gruchnęła plotka, że nowe małżeństwo Ibisza jest w rozsypce. Prezenter musiał się wtedy gęsto tłumaczyć prasie, że jego przenosiny do hotelu to wynik grypy, że nie chciał zarazić dziecka. W plotkarskich mediach pojawiła się również wiadomość, że Ibisz... zmienia orientację płciową i zostaje gejem. To wszystko wyraźnie przerosło prezentera - poza kolejnymi wyjaśnieniami w prasie - zdecydował się wnieść sprawę do sądu.
- Po prostu jestem osobą popularną, a jak wiadomo, popularność ma dwie strony - tłumaczy. - Jedną bardzo przyjemną, bo nie ma co ukrywać, że jeśli nieznajomy mówi ci "dzień dobry" i się do ciebie uśmiecha - jest to bardzo przyjemne i drugą, tę ohydną, a ohyda polega na tym, że jeśli jesteś osobą popularną, to stajesz się jakby wielorybem, do którego podłączają się kolonie różnego rodzaju...
Aby stworzyć przeciwwagę dla nieprzyjemnych plotek, Ibisz stara się wykorzystać media do wykreowania pozytywnego obrazu swojej osoby. Tuż po narodzinach syna oświadczył, że przekazał swoje "becikowe" kobiecie, która urodziła w tym samym szpitalu co jego żona bliźniaczki (a już ma ośmioro dzieci).
Dziś wraca do aktorstwa - w nowym filmie Konrada Niewolskiego - "Job" - ma zagrać... prezentera prowadzącego reality show. Ale pewnie nie na długo. W przeprowadzonym niedawno przez jeden z dzienników sondażu na najważniejsze osoby w polskim show-biznesie, zajął wysokie piąte miejsce. Ten sukces zapewniła mu oczywiście telewizja.
Paweł Gzyl
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:27, 12 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
DZIENNIK ZACHODNI - 14.11.2006 r.
ŻONY NA ZAKUPY NIE ZABIERAM
W jego szafie koszule wiszą uszeregowane kolorami - od białego do czarnego.
O ciuchach, zdrowej diecie i sportowych pasjach rozmawiamy z Krzysztofem Ibiszem, dziennikarzem, prezenterem telewizyjnym i konferansjerem.
[link widoczny dla zalogowanych]
DZIENNIK ZACHODNI: Na wizji prezentujesz się zawsze w nienagannie skrojonym garniturze. Nie korci się, żeby czasami ubrać się na sportowo?
KRZYSZTOF IBISZ: Praca w telewizji zobowiązuje, a mój elegancki strój wyraża szacunek do widza. Głupio byłoby, gdybym prowadził "Grę w ciemno" w jakimś swetrze czy koszuli. Tym bardziej, że goście, którzy biorą udział w programie, też w zdecydowanej większości ubrani są bardzo elegancko. Sportowy styl pozostawiam sobie na co dzień.
DZ: Jak myślisz, czy mężczyźni w Polsce znają się na modzie?
KI: Wydaje mi się, że sytuacja ulega zmianie na plus. Widzę, że coraz więcej ludzi zaczyna się modą bawić, jednak daleko nam jeszcze na przykład do Włochów. Tam widziałem facetów na motorynkach ubranych tak, jakby zaraz mieli przejść się po wybiegu. Jest w tym jakaś magia. W autobusie i na ulicy ludzie, których mijasz, nie są byle jacy. Tam każdy ma swój styl. Wszystko jedno ile to kosztuje, to nie muszą być ciuchy za wielkie pieniądze, ale u nich każdy szczegół ubioru jest dopracowany.
DZ: Jakich części garderoby jest w szafie Krzysztofa Ibisza najwięcej?
KI: Chyba koszul. I garniturów. A ponieważ jestem pedantyczny, koszule w mojej szafie wiszą uszeregowane kolorami, od białego do czarnego. Tak samo garnitury - od najjaśniejszych do najciemniejszych. Jak odwieszam daną rzecz - to też zawsze według koloru. Potem łatwiej znaleźć potrzebny ciuch i dobrać odpowiedni kolor, np. koszuli do garnituru.
DZ: Masz jakiś ulubiony fason garniturów?
KI: Wybieram te podkrojone do sylwetki. Prostokątne, wiszące marynary są całkowicie nie w moim stylu. Podobnie jest z koszulami, które od jakiegoś czasu wygodniej mi jest szyć na miarę. Z tymi kupowanymi w sklepie mam bowiem problem, bo niewiele na mnie pasuje: jestem wysoki, w miarę szczupły, mam długie ręce. Najczęściej jest tak, że jak długość rękawa jest O.K., to koszula jest za szeroka i zwija się nad paskiem. Szycie koszul u krawca ma same zalety - koszula znakomicie się układa, a dodatkowo mogę sobie wybrać kształt kołnierzyka i ustalić wysokość mankietu taką, jaką lubię.
DZ: A dodatki? Masz jakieś ulubione?
KI: Jestem fanem spinek do mankietów, mam sporo kompletów. Uważam, że to bardzo fajny, elegancki dodatek, choć przez niektórych postrzegane są jako archaizm.
DZ: Spinki do krawatów też zbierasz?
KI: Odpadają, bo w ogóle nie noszę krawatów. Z męskich dodatków szalenie ważne są zegarek i obrączka - jeśli chodzi o biżuterię nic innego zresztą nie uznaję. A poza tym okulary.
DZ: Doradzasz żonie podczas zakupów?
KI: Nie, moja żona doskonale radzi sobie sama.
DZ: Ale kobiety potrzebują męskiego wsparcia, a komplementy od męża w stylu "świetnie w tym wyglądasz'' sprawiają im olbrzymią przyjemność.
KI: Moja żona zawsze świetnie wygląda, a w kwestiach ubioru pozostawiamy sobie wolną rękę.
DZ: Chodzicie razem na zakupy?
KI: Nie, bo ja się na zakupach denerwuję i generalnie ich nie lubię. Jak już muszę coś kupić idę z kartką, na której mam wypisane czego potrzebuję. Lubię szybko przejść, załatwić co trzeba i gotowe.
DZ: Masz stylistę, który doradza ci w kwestiach ubioru?
KI: Mam, ale to jeżeli chodzi o pracę na wizji, dobór kolorów, zestawów pod kamerę, itd. Poza telewizją decyzje podejmuję sam. Wyznaję bowiem zasadę, że kapral może się mylić, ale nigdy się nie waha.
DZ: Masz jakieś ciuchy, z którymi mimo upływu lat i mody trudno ci się rozstać?
KI: Tak, to moje ulubione dżinsy. Zbieram także koszulki nurkowe, związane z jakimiś fajnymi miejscami, w których nurkowałem, albo z klubów, w których trenowałem młodych adeptów nurkowania. No i jest jeszcze pewien stary odrapany kubek, który trudno mi wyrzucić.
DZ: Co to za kubek?
KI: To kubek jeszcze z czasów studenckich, który dostałem od kolegi, z napisem "Jestem samotny". Samotny już dawno nie jestem, ale sentyment do kubka pozostał.
DZ: W jaki sposób udaje ci się utrzymać tak fantastyczną sylwetkę?
KI: Jeżeli mam czas, to znaczy nie mam sesji nagraniowych, staram się cztery razy w tygodniu chodzić na siłownię. Tak do półtorej godzinki, a potem godzinka treningu cardio, najczęściej na bieżni.
DZ: A jak wygląda twoja codzienna dieta?
KI: Może to facetowi nie wypada, ale ja o dietę staram się dbać. Moje zasady są proste, choć czasami oczywiście nie mogę się ich trzymać, bo jestem w trasie, czy na wyjeździe. Kiedy jestem w domu, staram się jadać pięć, sześć niewielkich posiłków dziennie. W tym bardzo mało węglowodanów.
DZ: Czyli bez chlebka?
KI: Chlebka w ogóle, ewentualnie jedna kromka rano. Za to dużo białka, bo ono przy treningu na siłowni jest niezbędne.
DZ: Nie masz żadnych kulinarnych słabości?
KI: Chyba nie. Słodyczy nie jem, bo nie lubię. Podobnie lodów. Tłustego mięsa też nie lubię...
DZ: A jakieś używki?
KI: Piję dużo kawy. Papierosy nie, alkohole też nie. Jednym słowem, dramat....
DZ: Przy takim podejściu do życia wieczność stoi przed tobą otworem.
KI: 120 lat mi wystarczy. Dłużej by mi się znudziło.
Rozmawiała: Agata Markowicz
Krzysztofa Ibisza spotkaliśmy podczas Filmowego Pokazu Mody w Silesia City Center w Katowicach.
KRZYSZTOF IBISZ urodził się 25 lutego 1965 roku. Jest żonaty z Anną Nowak, razem wychowuje półrocznego syna Vincenta. Z pierwszego związku z Anną Zejdler ma 5 letniego syna Maksymiliana. Hobby Krzysztofa to nurkowanie i joga. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Telewizyjną, Teatralną i Filmową w Łodzi (ma tytuł magistra sztuki) oraz studia podyplomowe w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. związany z telewizją Polsat, gdzie był m.in. gospodarzem programu "Bar", a ostatnio jest gospodarzem teleturnieju "Gra w ciemno". Wcześniej był związany z telewizją publiczną (prowadził m.in. "Czar par"). Laureat wielu nagród, przyznanych także przez widzów, w tym trzech Wiktorów Publiczności (1994, 1995 i 1996 r.) i Dwóch Telekamer w kategorii rozrywka (2001 i 2002 r.).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|